poniedziałek, 1 sierpnia 2011

prawie jak... kopiec kreta

Powinnam zacząć od teko, że nie umiem piec ciast, a  co więcej, potrafię "zepsuć" nawet ciasto z torebki. Myślicie, że to niemożliwe?
Przeczytajcie.
Dawno dawno temu, (a konkretnie jakiś miesiąc), postanowiłam coś upiec, a że pieczenie ciast mi nie wychodzi (mogę upiec mięsko, pasztet, chleb i muffinki, ale ciasta to kompletna klapa) postanowiłam kupić gotowca, do zrobienie takiego ciasta wydawało mi się dziecinnie proste. Kupiłam więc Kopiec kreta i wszystkie niezbędne składniki i zabrałam się do roboty. Wymieszałam wszystkie składniki ciasta, wlałam na blachę i stwierdziłam, że jakoś dziwnie wygląda, pełna obaw włożyłam je do piekarnika, nastawiłam zegar i czekałam, wyjmując ciasto wiedziałam, że będzie to kompletna klapa, do ciasto wcale nie wyrosło, co więcej, w środku było jakieś dziwnie mokre. Oczywiście wylądowało w koszu na śmieci, ale że obiecałam mężowi ciasto, a ja zawsze obietnic dotrzymuję pomyślałam, że spróbuję z biszkoptem, pogrzebałam w internecie, znalazłam kilka przepisów, upiekłam....  i o dziwo wyszło!!

 potrzebne składniki:


3 jajka,
3 łyżki mąki pszennej,
3 łyżki mąki ziemniaczanej,
6 łyżek cukru,
1 cukier waniliowy,
2 łyżki kakao,
1 łyżeczka proszku do pieczenia.

Białka oddzielamy od żółtek.

Białko ubijamy na sztywną na pianę.

Kiedy piana będzie dobrze ubita dodajemy cukier i dalej ubijamy aż do chwili gdy cukier będzie dobrze rozpuszczony.

Następnie dodajemy żółtka i dalej miksujemy.

Gdy żółtka połączą się z pianą dodajemy przesianą mąkę, kakao i proszek do pieczenia. 

Wszystko delikatnie mieszamy.

Wlewamy do tortownicy wysmarowanej margaryną i pieczemy w piekarniku około 30 minut w temperaturze około 200 stopni.


Po przestygnięcu przekroiłam ciasto na pół, na pierwszej połowie ułożyłam banany, i 1/2 kremu z advocatem zrobionego wg przepisu na opakowaniu, przykryłam drugą połóką, krórą posmarowałam resztą kremu i obsypałam płatkami migdałowymi.


Następnie włożyłam na noc do lodówki.

11 komentarzy:

  1. No i jaki świetny efekt;) Jak dla mnie to Ty za żadne torebki z ciastami się nie zabieraj, tylko piecz sama- bo ciasto na prawdę świetne;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z Panną Malwinną - nie ma co sięgać po torebki z gotowcami, Twoje ciacho prezentuje się bardzo smacznie :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Drogie czytelniczki obiecuję, że będę próbować, zobaczymy z jakim efektem :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Będę obserwować Twoje poczynania i dopingować;)

    OdpowiedzUsuń
  5. a dziękuję, postaram się nie zawieść Panny Panno Malwinno :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Gratuluję! jak widać wszystko z czasem nam się uda:)
    Powodzenia przy kolejnych wypiekach:)

    OdpowiedzUsuń
  7. nie dziękuję, żeby nie zapeszyć :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudne!Zdecydowanie lepsze niż torebkowe gotowce! pozdrawiam i również obserwuję poczynania:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Pewnie że wyszło - nie wierzę w torebkowe wypieki ;-) Te własnoręcznie wypieczone rządzą! Twoje ciasto wygląda obłędnie, nie został tam gdzieś kawałek...?

    OdpowiedzUsuń
  10. Kocie Leonie, jestem skłonna w to uwierzyć, mi też te torebkowe nie wychodzą ;)) Twój kopiec wygląda przepysznie! skubnę sobie kawałek, mogę?

    OdpowiedzUsuń
  11. Maugustynko, tak to już jest jak ma się dwie lewe ręce do pieczenia i męża łasucha :) tonący gotowców się chwyta :)

    Arven niestety nie został nawet okruszek ;)wiem, Ze własnoręczne wypieki rządzą i powoli stawiam w pieczeniu pierwsze kroki... no właściwie raczkuję :)ale wierzę że kiedyś nauczę się piec

    EVE o dziwo kopiec był przepyszny :) bo z moimi umiejętnościami cukierniczymi nie jest najlepiej

    OdpowiedzUsuń

dziękuję za komentarz