dzisiaj przepis specjalnie dla Sylwii, mojej koleżanki, która uważa gotowanie za czarną magię.
Ciasteczka są tak proste, że każdemu wyjdą, nawet przysłowiowej blondynce (broń boże nie chcę urazić żadnej blondynki)
Na wszelki wypadek napiszę jednak przepis krok po kroku, żeby moja początkująca jeśli chodzi o gotowanie koleżanka niczego nie pominęła.
Tak więc idziemy do dowolnego supermarketu i kupujemy:
2 opakowania ciasta francuskiego,
opakowanie marmolady (chyba, że Twoja mama robi swoja),
2 jajka (w supermarketach sprzedają je po 6 lub 10 ale w domu na pewno do czegoś się przydadzą),
cukier brązowy (z braku laku może być i kryształ)
potrzebny jeszcze będzie papier pergaminowy do pieczenia
Teraz jedziemy do domu i zabieramy się do dzieła
Ciasto wyjmujemy z folii, zdejmujemy pergamin i każdy płat dzielimy wzdłuż na 3 równe paski, każdy pasek dzielimy na równe kwadraty, wyjdzie ich 4 lub 5
Teraz przyszła pora na marmoladę, otwieramy opakowanie, i układamy łyżeczkę na środku każdego kwadratu
Teraz rozbijamy do miseczki 2 jajka, i rozbijamy je widelcem
Smarujemy 3 z 4 rogów każdego kwadratu i składamy rogi do środka zaczynając od tego nieposmarowanego, przenosimy ciasteczko na blachę wyłożoną pergaminem, smarujemy je jajkiem i posypujemy brązowym cukrem, tak robimy z wszystkimi ciasteczkami.
Pieczemy w piekarniku rozgrzanym do 180 do zezłocenia (czyli około 15 minut)
Bardziej doświadczonym powiem, że przepis znalazłam i od razu się TUTAJ zakochałam
hehe instrukcja the best :)
OdpowiedzUsuńwcale nic śmiesznego tu nie widzę! znam wiele osób, którym taka dokładna i prosta receptura bardzo by się przydała a i tak pewnie by nie umieli jej wykorzystać :-) fajne, proste ciasteczka, można rzec że awaryjne bo jak się ma w lodówce ciasto zamrożone to szybciutko się zrobi
OdpowiedzUsuńNo i bardzo dobrze to napisałaś:)! Nie każdy jest specjalistą od gotowania czy pieczenia:) Super!
OdpowiedzUsuńA takie ciacha to uwielbiam:)
Pozdrawiam ciepło:)
Pewnie i bym umiała hihi bo gotowe cisto już jest :) Super ciasteczka :)
OdpowiedzUsuńJa też nic śmiesznego w przepisie nie widzę ;) Szkoda, że nie widziałaś łopatologicznych przepisów jakie pisałam mojemu mężowi kiedy robiłam studia podyplomowe, a On karmił rodzinę w weekendy. Tam były teksty do śmiechu, ale dzięki pełnej łopatologii jadaliśmy smaczne, domowe obiady :)czyli nie forma się liczy a efekt!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
ja też jak zaczynałam potrzebowałam TAKICH przepisów :)
OdpowiedzUsuń